Emilia Będza "Opowiadanie świąteczne"

 Opowiadanie świąteczne

    Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w niewielkim królestwie żył sobie młodzieniec, który zawsze dostawał od rodziców wszystko, czego zapragnął. Każde jego marzenie było spełnione. Chłopiec codziennie miał nowe zachcianki. Kiedy rodzice nie spełniali kaprysów chłopca, on bardzo się denerwował i był niemiły dla wszystkich. 

    Rodzice martwili się zachowaniem syna i dlatego postanowili poprosić o pomoc nadworną wróżkę. W nocy, gdy spał, czarodziejka rzuciła na niego zaklęcie. Kiedy obudził się rano, nic nie pamiętał ze swojego poprzedniego życia. Tego dnia nie zdążył zjeść śniadania, a już czekała na niego ciężka praca w młynie. Przez cały dzień musiał nosić ciężkie worki ze zbożem. Wieczorem wspólnie z młynarzem i jego rodziną zasiadał do stołu. 

    Młynarz był biednym człowiekiem i na wszystko brakowało mu pieniędzy. Opiekował się chorą żoną i synkiem Antkiem, który jeszcze chodził do szkoły. Młodzieniec coraz bardziej zaprzyjaźniał się z synem młynarza, widział jak często pomaga ojcu w pracy, a do tego dobrze uczy się w szkole. Antek najbardziej marzył o ciepłych butach  na zimę, ponieważ zawsze dostawał używane. 

    Pewnego dnia młynarz zapytał Filipa czy będzie chciał zawieść mąkę do królewskiej piekarni. Filip zgodził się bez zastanowienia, ponieważ wiedział, że w zamku płacą najwięcej. Droga na zamek była jednak bardzo niebezpieczna, pokryta śniegiem i lodem. Gdy Filip wrócił z królewskiej piekarni wszyscy byli uradowani, ponieważ zapłata za mąkę okazała się dużo większa niż się spodziewali. Od tej pory Filip jeździł na zamek regularnie. 

    Gdy zbliżała się Wigilia Filip pomyślał, że zrobi prezent dla Antka. Wiedział, że chłopiec marzył o nowych butach. Po zawiezieniu mąki Filip pojechał na targ, żeby kupić prezent. Gdy zapłacił za buty, podeszła do niego starsza pani i zapytała "Młodzieńcze mógłbyś mi kupić coś do jedzenia, jestem głodna". Filip nie miał tyle pieniędzy, więc oddał jej swój prowiant. Młodzieniec pożegnał się, lecz nagle przypomniał sobie o drobnych w kieszeni płaszcza. Filip szybko się odwrócił, ale starszej pani już nie było, wydało mu się to bardzo dziwne. Filip wrócił do młyna, schował buty pod łóżkiem i położył się spać. 

    Następnego dnia Filip obudził się w swojej zamkowej komnacie, zajrzał pod łóżko, ale butów tam nie było. Pomyślał, że to tylko dziwny sen. Od tego dna wszyscy zaczęli zauważać, że Filip jest jakiś inny, stał się bardziej pomocny i mniej samolubny. Młodzieniec zaczął pomagać rodzicom, a kiedy poprosił o pomoc, nigdy nie odmawiał. 

    Pewnego, zimowego poranka, gdy przechodził koło królewskiej piekarni, zobaczył ojca i syna wyładowujących worki z mąką. Najbardziej jego uwagę przykuły buty chłopca, które wyglądały bardzo znajomo. 

Helena Gabryś "Zaginione święta"

 

Zaginione Święta


    Nastka obudziła się jak zwykle pięć minut przed budzikiem. „To dziś” pomyślała, ostatni dzień szkoły przed przerwą świąteczną. Za chwilę zacznie się wielki chaos. W sumie to lubiła święta, te wszystkie zwyczaje ale w tym roku miała zwyczajnie dość. Znowu dom zapełni się milionem ludzi, małymi kuzynami, wujkami, ciociami, hałasem i zamieszaniem. Mogłaby spędzić te święta w spokoju i ciszy w swoim pokoju!
    
    Powoli wstała z łóżka. Ubrała się i zeszła na dół. Zdziwił ją porządek w kuchni. „Kiedy mama zdążyła to wszystko posprzątać i pochować?” W kuchni nie było ani śladu po wczorajszych kulinarnych szaleństwach. Wrzuciła naszykowane śniadanie do plecaka, zabrała klucze i wyszła do szkoły.
    „Coś słabo oświetlone ulice” pomyślała „ w zeszłym roku sąsiedzi mieli mnóstwo światełek a teraz jakoś tak szaro” . Powoli spacerowała w stronę szkoły.
W szkole było jak zwykle , pod klasą spotkała swoje przyjaciółkę na którą wszyscy mówili Złotko.
- Cześć Nastka. Coś nie wyglądasz najlepiej.
- No cześć… źle spałam nasz dom ogarnęło przedświąteczne szaleństwo…
- Przedświąteczne ? Ktoś ma u Was urodziny? – zapytała Złotko
- Bardzo śmieszne – odpowiedziała z nutą sarkazmu Nastka
    Rozmowę dziewczyn przerwał dzwonek. Na lekcji Nastka nie mogła się skupić, coś było nie tak. Niby jak zawsze ale jednak coś jej nie pasowało.
- Co robicie w drugi dzień świąt? – zapytała siedzącą obok Ale
- Hmmm? Świąt? Dobrze się czujesz? Do nowego roku jeszcze prawie dwa tygodnie– wyszeptała Ala
- Czy wyście wszystkie powariowały? Świąt!!! Halo!! Boże Narodzenie – choinka, prezenty i takie tam – opowiedziała Nastka. Ala spojrzała na nią wielkimi oczami i delikatnie z uśmiechem popukała się w czoło.
    
    W czasie przerwy Nastka zapytała jeszcze kilku osób, co ze świętami – każdy jak jeden patrzyła na nią jak na wariatkę. Wyciągnęła telefon, wpisała do wyszukiwarki hasło „Boże Narodzenie”, po czym przetarła oczy ze zdumienia, kiedy znalazła 10 haseł - „Średniowieczny zwyczaj kościelny praktykowany przez Katolików do 13 wieku, który zanikł kompletnie na początku 14 wieku” Coooo? Jakie średniowiecze? Jaki zanik? Szybko wpisała w telefonie „Ubieranie choinki” – zero wyników ; „Zwyczaje świąteczne” wyświetliły się jakieś teksy o Wielkanocy. Zabrała plecak, kurtkę i wybiegła ze szkoły. Do domu biegła jak w amoku.
    Szybko otworzyła drzwi. Wbiegła do kuchni. Gdzie są uszka, gdzie są pierogi? Zaczęła nerwowo szukać w lodówce i szafkach. Nic nie znalazła. Włączyła telewizor. Nerwowo przeskakiwała po kanałach! Żadnych reklam świątecznych, reniferów, pierników. Nic. Zero. Ktoś skasował Boże Narodzenie jakie znała.
Nawet nie wie kiedy wybiła 15.30 i mama wróciła do domu. Nastka wybiegła do niej z krzykiem :
- Mamo, co się stało ze Świętami? – powiedziała prawie płacząc.
- No, na Nowy Rok jedziemy w góry.. macie lekcje do 28, potem tydzień wolnego. – opowiedziała Mama, jak gdyby nigdy nic.
- Mamo !!!! Co z Wigilią? Choinką? – Nastka czuła że zaraz zwariuje.
- Z czym? Czego was uczą tam w tej szkole? A może Ty chora będziesz? – opowiedziała Mama nie przestając wypakowywać zakupów…
- Mamo!!! Boże Narodzenie! Kojarzysz – Jezus, Betlejem, kolacja, kolędy, barszcz?
- No, msza świąteczna pewnie będzie w niedzielę – możesz iść jak chcesz… A barszcz? Zimą? Musisz poczekać na młode buraki.. – powiedziała Mama.
    
    Nastka pobiegła do pokoju…. Wzięła telefon i chciała włączyć playlistę świąteczną. Playlista była pusta. Pełna gniewu i smutku zmieniła nazwę folderu ze świątecznymi piosenkami ze „Świąteczne Hity” na „Zaginione Święta”.
- Nie ma Świąt.. nie ma Wigilii… nie ma choinki, nie ma Last Christmas. W tej jednej sekundzie pożałowała wszystkich złych myśli, tego że wkurzał ją ten świąteczny zgiełk. Jej oczy zaszły łzami, w głowie wirowało, padła na łóżko i zaczęła płakać. Nawet nie wie, kiedy zasnęła….
    
    Obudził ją budzik. Było rano, a ona miała na sobie pidżamę w renifery. Wstała. Włączyła telefon – za oknem świeciła się choinka sąsiadów. Włączyła pierwszą lepszą stronę z informacjami, i zobaczyła tam serię porad „Prezent na ostatnią chwilę” , „Boże Narodzenie Wczoraj i Dziś” …. Dzięki Bogu!!! To musiał być tylko zły sen!! Zbiegła na dół! Mama pakowała jej kanapki, kątem oka zobaczyła polepione uszka, pomarańcze, mandarynki, masę na makowiec. Szybko wróciła na górę. Jej serce było spokojne, nie mogła przestać się uśmiechać. „To był tylko koszmarny sen. Jak można żyć bez Bożego Narodzenia” !! Szybko zebrała rzeczy do szkoły. Nie zauważyła jednak, że folder z playlistą nazywa się „Zaginione Święta”, chociaż nie jest już pusty…


Pola Wiercik "Ale dziwy!"

 

Ale Dziwy!

Opowieści świąteczne

(fragment)



    Był mroźny wieczór. Kalendarz wskazywał dwudziestego czwartego grudnia. Dziad Öka, Fjord, sypał naokoło śniegiem z niebiańskich bram. A do tego śnieg był norweski. Mei-Long i Ök siedzieli przy kominku i grali w karty.

-Nei, du kastet spar-ess igjen! (po polsku -nie, znowu podrzuciłeś asa pik!-)- krzyczał po norwesku czerwony ze złości  Ök. Mei-Long był innego zdania. Więc kłócili się o to, czy karta podana na stół nazywała się spar ess(norw. As pik) czy Xiù kǎ(chiń. karta z rękawa). Grę w karty zakończyli kłótnią, po czym poszli nad Srebrzyste Jezioro. Akwen ten w zimę nadzwyczajnie się nadawał na prestiżowe lodowisko, w lato na darmowy basen luksusów, a w wiosnę na miejsce pocałunków. Jednakże, jak wiadomo, dwudziestego czwartego grudnia dzieją się rzeczy niesamowite. Jezioro było zamrożone, a na lodzie stała łódka, której wcześniej tu nie było. Zdziwieni przyjaciele wsiedli do łódki, a po chwili już unosili się na niewidzialnej tafli wody. Dopłynęli do magicznej jaskini. Starzy znajomi podziwiali widoki, a jedyne co ich przestraszyło, to tajemniczy głos, który śpiewał piosenkę. Kilka wersów po norwesku, kilka po chińsku, aż wyśpiewał polskie wersy: „Ty nie jesteś tęsknotą, ty nie jesteś rodziną. Podczas Wigilii samotnie, będzie ten czas smętnie płynął. Jednak w podróży przez obłoki bielutkie ujrzysz mały dom. Wtedy więzi z przyjacielem nie przetnie żaden grom”.

    Koledzy zobaczyli też jamę z małym portem i zacumowali tam łódkę. Wtedy okazało się, kto śpiewa piosenkę. Śpiewała ją dziewczyna o pięknych, długich, brązowych włosach. Miała też skrzela aksolotla. W tym momencie koledzy się obudzili. Okazało się, że to wszystko był wspólny sen. Mei-Long i Ök zbiegli na dół domu. Pod choinką leżał stos prezentów. Przyjaciele rozpakowali je. Mei-Long otrzymał gong i kasetę z jego ulubioną piosenką. Zaś Ök dostał przepiękny kalendarz z norweskim motywem i poczwórną paczkę żelków Salt Sild. Tymczasem, nad Srebrnym Jeziorem, dziewczyna z długimi włosami nadal śpiewała swoją pieśń.


KONIEC





Oriana Kielar "Zmiana"

 

ZMIANA

NIEDZIELA. 13 LISTOPADA

Było już ciemno, gdy Karolina weszła do domu. Widziała go już z daleka, ponieważ jej rodzice zawiesili na nim tony światełek już na początku listopada.

- Durnowate święta! – powiedziała Karola i już chciała kopnąć leżący na podjeździe kamyk, gdy nagle…

- Auu! Beznadziejna zima! – dziewczyna potknęła się i poleciała ślizgiem po zamarzniętych schodkach, prowadzących na taras.

Gdy weszła do domu, do jej uszu dotarła piosenka (właściwe słyszała ją już na chodniku, przed domem, lecz zdołała wmówić sobie, że to tylko złudzenie ), od której od razu chciało się jej wymiotować.

Last Christmas I gave you my heart, but the very next day you gave it away …

Karolina zatkała uszy. Nie zdejmując kurtki ani butów (cóż, dosyć trudno byłoby to zrobić mając ręce na uszach), przeszła przez salon, gdzie w radiu zaczęła się już piosenka All want for Christmas.

Otworzyła drzwi swojego pokoju i…

- Osz ty w… - Karolina nie dokończyła - CO TO NIBY MA BYĆ! MAMOOOOOO!

Teresa wpadła do pokoju córki w świątecznym swetrze, turbanie na głowie i wielkich kapciach wyglądających jak zmutowane renifery. Trzymała w ręce czerwony kubek z kawą.

- Tak?

- Wyjaśnij mi proszę - zaczęła spokojnie, choć już się w niej gotowało - byle szybko, bo nie zamierzam spać w tym… Choinkowie!

- Karolciu spokojnie… - mama jak zwykle starała się uspokoić sytuację.

Tego było już za wiele. Na Karolinę można było mówić Karola, Karolina a nawet (choć tu już rzadziej) Karolka. Czasami pozwalała nawet mówić na siebie Karolinka, ale NIGDY, NIGDY, PRZENIGDY nie przeszła spokojnie obok osoby, która nazwała ją KAROLCIĄ. To imię kojarzyło jej się z jedną z tych dziwnych bohaterek lektur, którymi maltretowali jej nauczyciele w drugiej klasie.

- CO TEN CAŁY (tu powiedziała dość brzydkie słowo) ŚWIĄTECZNY PAŹDZIERZ ROBI (to również należało by wypikać) W MOIM POKOJU!

- Ale dlaczego…?

- Zabierz - wycedziła przez zęby - te świąteczne śmieci z mojego pokoju! - Widząc że matka otwiera usta aby coś powiedzieć, dodała – Teraz!

Podczas gdy rodzice Karoliny wynosili z jej pokoju: osiem aniołków, dwie małe choinki, sześć łańcuchów, pudło światełek, cztery świeczniki w kształcie choinek i całą masę świątecznych rzeczy…. dziewczyna zamknęła się w toalecie. Oprócz jej pokoju, było to jedyne miejsce gdzie mogła liczyć na jakąkolwiek prywatność. Żebyście lepiej zrozumieli, pozwólcie, że wam opowiem, jak wygląda dom Karoliny.

Zacznijmy od tego, że ma dwa piętra. Mogłoby się więc wydawać, że będzie tam dużo miejsca. Powinno być tam przynajmniej DOŚĆ miejsca dla pięcioosobowej rodziny. Cóż, może rzeczywiście by tak było, gdyby nie fakt, że całe, DOSŁOWNIE CAŁE, drugie piętro było tak pełne sztucznych choinek, bombek, światełek, świętych Mikołajów i reniferów, że nie było już tam miejsca dla ludzi.

Jak już pewnie zdążyliście się domyślić, rodzice Karoliny nie lubili świąt. Ani też ich nie kochali. Oni mieli na ich punkcie prawdziwą OBSESJĘ.

Tak więc zostało nam jedno piętro. Znajdowały się na nim dwie sypialnie - jedna należąca do rodziców Karoliny i druga, w której mieszkały jej siostry. Bliźniaczki. Dwa razy po osiem lat. Razem szesnaście – Karola nie miałaby nic przeciwko JEDNEJ szesnastoletniej siostrze… Była też mała kuchnia połączona z jadalnią i pokój, dość żartobliwie, nazywany „salonem”.  Stał tam stary telewizor i dwa fotele. Oprócz tego, była tam też wspomniana wyżej łazienka, choć raczej nie wydaje mi się, żeby to pomieszczenie było warte jakiejś szczególnej uwagi.

No tak. Więc gdzie mieszkała Karola?

W kanciapie. Miała co prawda dwa okna i mieściła łóżko, szafę i biurko, jednak sam fakt że była to kiedyś kanciapa był lekko dziwny.

Nad łóżkiem wisiało milion plakatów zespołu The Beatles. Zespół został już dawno rozwiązany, lecz Karolina i tak ich słuchała. Oprócz tego słuchała też innych wykonawców, jednak to Beatlesów lubiła najbardziej.

Dziewczyny z jej klasy wieszały nad łóżkiem plakaty takich osób, jak Finn Wolfhard czy Caleb McLaughlin, jednak nie byli to idole Karoliny. Oglądała co prawda Stranger Things, ale szybciej, powiesiłaby nad łóżkiem plakat „kucyków pony” niż jakiegoś umięśnionego faceta.

Karolina, zamknięta w toalecie, (przypomnijmy: JEDYNYM miejscu, w którym mogła liczyć na jakąkolwiek prywatność), z całych sił starała się ignorować odgłosy wyprowadzania świąt z jej pokoju. Wzięła do ręki telefon. Włączyła Spotify. Jej rodziców nie było stać na płatną wersje, więc w słuchaniu Beatlesów czasami przeszkadzały jej reklamy.

Włączyła właśnie kawałek Here Comes The Sun, gdy nagle…

- ŚWIĄTECZNE PRZECENY W MEDIA EKSPERT!

Komórka przeleciała przez łazienkę. Docierała właśnie do drzwi…

Może gdyby ojciec Karoli otworzył drzwi parę sekund później, ucierpiałby tylko telefon. Niestety…

-Auuuuaaa!!!

***

Karola trzasnęła drzwiami, wychodząc z domu.

- DWA TYGODNIE BEZ TELEFONU? No chyba nie.

Było ciemno, choć właściwie była dopiero szesnasta. Dziewczyna zeszła z głównej ulicy. Wolała chodzić tymi bocznymi. Nie było tam chodników ale w sumie i tak prawie nic nie jeździło. Trzeba przyznać że miejscowość Karoliny była… jakby to delikatnie ująć.

Mała wieś gdzieś przy autostradzie?

Raczej przy drodze, której nie ma na mapach. Karola wolałaby mieszkać w dużym mieście. Kraków? Warszawa? Może Wrocław? Choć nie. W dużych miastach wielka choinka staje na rynku już w listopadzie, a od początku jesieni w sklepach aż roi się od świątecznym dekoracji. Chciałaby też mieć psa, ale znając jej rodziców nazwali by go „Piernik ” albo „Gwiazdka”. Jeżeli przeprowadzka nie wchodziła w grę to mogłaby chociaż mieć większy pokój. Ale gdzie, skoro całe drugie piętro jest zagracone świątecznymi ozdobami?

Wtedy zdała sobie sprawę że wszystkie jej kłopoty są spowodowane tymi beznadziejnymi, tragicznymi, irytującymi świę…

Karola nie zdążyła dokończyć myśli. Poczuła jak asfalt pod jej nogami wibruje. Odwróciła się, aby sprawdzić co się dzieje i wtedy zobaczyła pędzący w jej stronę samochód. Nie widział jej . Sparaliżowana strachem przewróciła się. Usłyszała za sobą pisk opon, klakson, a chwilę później głuchy odgłos uderzenia. Później nie czuła już zupełnie nic.

***

- Eryku, nie wydaje ci się, że Karoliny nie ma już dość długo?

- Kochanie, spokojnie. Wiesz jak z nią jest po tych napadach złości.

-Tak, tak wiem. Nie ma jej parę godzin a później wraca i następnego dnia jest okej…

- Olga, Hania zejdźcie proszę na dół!

Podczas gdy cała rodzina grając w scrabble zastanawiała się nad znaczeniem słowa "ekscentryczny”, Eryk zwrócił się do Teresy:

-Kochanie?

- Tak? - mama oderwała wzrok od scrabbli.

- Nie sądzisz, że trochę zbyt surowo potraktowaliśmy Karolinę ?

- Możliwe, jednak spójrz na jej wykres aktywności - Teresa podsunęła telefon Karoliny pod nos męża.

- Pięć godzin w wtorek?! - Może masz racje. Odwyk od komórki dobrze jej zrobi.

Nagle zadzwonił telefon Teresy.

- Nieznany numer? Dziwne. – powiedziała klikając przycisk „odbierz”

- Halo?

- Dzień dobry. A raczej… (tu na chwilę ucichł )…raczej niezbyt dobry.

- O co chodzi? I przepraszam, z kim rozmawiam?

- Dawid Wiśniewski. Mieszkam na Mickiewicza 26.

- Dobrze, ale co się stało?

- Chodzi o Karolinę. A z resztą, to nie sprawa na telefon. Mogłaby pani tu przyjechać?

***

- Oddycha?

- Ja, ja nie wiem…

- Ale żyje?

- Tak… Karetka przyjechała dwanaście minut temu więc …

Teresa jechała z Dawidem do szpitala w Częstochowie. Szlochała, jednak chyba każda matka robiłaby to samo, jadąc do dziecka, które mogło zarówno żyć jak i też nie żyć. Było jej bardzo przykro. Wiedziała że ostatnie wspomnienie jej córki to krzycząca na nią matka…

Tymczasem w domu, Eryk czekał na telefon od żony. Na wieści o Karolinie. O tym czy żyje czy…

Mężczyźnie nie chciało tym myśleć. Siedział wlepiony w czarny ekran telefonu i czekał.

Teresa dojechała. Wybiegła z auta i rzuciła się w stronę szpitala. Chwilę później zadzwonił telefon w pokoju Eryka.

- Czy ona żyje?

- Tak. Ledwo. Ten (tu Teresa szukała odpowiedniego słowa) pijany cymbał jechał 86 na godzinę, mimo że znak pokazywał maksymalnie 50!

- Dobrze. Co się jej stało?

- Jej noga…

- Co z nią?

- Została złamana w pięciu miejscach, dwa mięśnie są naderwane. Samochód potrącił ją, uderającł w prawą nogę. Będzie potrzebna operacja. Dość skomplikowana. I droga.

- Jak bardzo droga?

- Trzydzieści osiem i pół tysiąca. Operacje wykona specjalista, w Sztokholmie. Mamy czas do końca roku.

- Nie mamy tyle.

- Wiem. Ale musimy zdobyć pieniądze na tę operacje. Jak najszybciej. Jeżeli nogi nie uda się uratować, konieczna będzie całkowita amputacja.

- Więc musimy nagle zdobyć prawie czterdzieści tysięcy?!

- Tak. Musimy coś wymyślić.

NIEDZIELA. 20 LISTOPADA

Karolina otworzyła oczy. Mimo iż od wypadku minął tydzień, z powodu wstrząsu jakiego doznała, ocknęła się dopiero teraz. Pierwszym, co poczuła był ból w całym ciele. Szczególnie bolała ją prawa noga. Spróbowała nią poruszyć. Nie dała rady. Zemdlała.

WTOREK. 13 GRUDNIA

Od wypadku minął równo miesiąc. Karolina najczęściej spała, była badana, słuchała muzyki. Wiedziała, że jeżeli jej rodzicom nie uda się uzbierać pieniędzy na operacje…

Wolałaby o tym nie myśleć. Ale wiedziała ile zarabia jej ojciec jako hydraulik. Właściwie nawet gdyby mieli rok (biorąc pod uwagę podatki, ceny jedzenia i innych potrzebnych artykułów) i tak nie udałoby się im uzbierać pieniędzy. Sama operacja kosztowała fortunę. A w dodatku bilet na lot do Sztokholmu w okresie Świąt? To było niewykonalne. Poza tym zostało już tylko osiemnaście dni.

Najbliższy możliwy termin operacji wypadał pierwszego stycznia.

Karolina leżała z głową wciśniętą w poduszkę. Jej klasa była właśnie na wycieczce w Warszawie. Zwiedzali miasto i sądząc po zdjęciach które przysyłała Matylda - jej najlepsza (I jedyna) przyjaciółka - całkiem dobrze się bawili.

- Karola? - dał się słyszeć smutny głos matki.

-Tak?. O co chodzi?

- Niestety. Do sumy potrzebnej na operację brakuje nam jeszcze dwudziestu sześciu tysięcy. Nie licząc samolotu i…

Karola rozpłakała się. Rzadko to robiła przed wypadkiem. Można by powiedzieć, że prawie nigdy.

Tak naprawdę zdarzyło się to tylko raz, gdy miała siedem lat. Znalazła na spacerze ślimaka. Zabrała go do domu i wsadziła do w słoika. Nazwala go Błyskawica. Rodzice nigdy nie zrozumieli dlaczego. Olga stawiała wtedy pierwsze kroczki. Pech chciał że robiła to akurat pod stołem, na wybiegu Błyskawicy. Chyba każdy może się domyślić jak się to dla niej skończyło.

Wiedziała że teraz wszystko się skończy. Gra w koszykówkę, spotkania w galerii, jazda na rolkach. Tak. ROLKI. To tego Karolinie było najbardziej żal. Po galeriach dałoby się jeździć na wózku. Być może nawet na koszykówkę znalazł by się sposób. Ale rolki???

CZWARTEK. 15 GRUDNIA

Nastolatka włączyła Instagrama.

Całą stronę główną zajmowały jej posty typu:

Pomóż nam uratować święta dzieci z hospicjum! Lub też: razem zbierzmy na leczenie Michałka!

Już miała wyłączyć telefon, gdy nagle zobaczyła zobaczyła znajomą twarz. Najbardziej znajomą ze wszystkich – swoją.

Karolina weszła w post.

Wspólnie z Fundacją Razem Lepiej organizujemy zbiórkę na operacje nogi czternastoletniej Karoliny spod Częstochowy! Potrzebne środki wraz z transportem do Sztokholmu to czterdzieści osiem i pół tysiąca. Do zebrania mamy jeszcze dwadzieścia siedem tysięcy. Niestety mamy bardzo mało czasu! WPŁAĆ PIENIĄDZE I URATUJ ZDROWIE I ŻYCIE KAROLINY! ZBIÓRKA TRWA DO 30 GRUDNIA! ”

Po przeczytaniu tych słów dziewczyna siedziała osłupiała.

Kto napisał i zgłosił ją do tej fundacji?

Obstawiała mamę albo tatę. Raczej tatę, Teresa ledwo radziła sobie ze zmianą tapety w telefonie, nie mówiąc już o Internecie.

Karolina nie wiedziała, co o tym myśleć. Mimo iż pod opisem widniał napis „ŚWIĄTECZNA ZBIÓRKA”, nie czuła złości jak zwykle, gdy była mowa o świętach.

Czuła coś bardzo dziwnego. Czuła, że ktoś o niej myśli. Jej rodzina ją kochała, ale na tym się kończyło. Kiedyś miała jeszcze Matyldę, jednak odkąd Karolina była w szpitalu, czuła że coraz bardziej się oddalają. Matylda ostatni raz napisała do niej z Warszawy. Mówiąc „jej rodzina ” mam na myśli rodziców. Z Dziadkami widziała się ostatni raz ponad osiem lat temu. A jej siostry…

Hania szczerze jej nie znosiła. Z Olgą nawet się dogadywała, ale to Hania była tą dominującą bliźniaczką więc najczęściej właściwie obie były przeciwko niej.

Jej klasa tylko ją wyśmiewała. Nazywali ją „depresyjną” ponieważ ubierała się na czarno i od „staruszek” bo słuchała „The Beatles ”. Chłopacy ciągle kradli jej plecak, podkładali nogę (przez co obrywali w kostki), a dziewczyny wyśmiewały się z niej i podkładały śmieci do szafki. Szczególnie nienawidziła jej Amelia. Karolina nic by sobie z tego nie robiła gdyby nie fakt, że to właśnie z Amelią przyjaźniła się teraz Matylda.

Czuła jednak coś jeszcze. To była nadzieja. Pierwszy raz od dawna miała nadzieję, że może jednak uda im się uzbierać te pieniądze.

WTOREK. 20 GRUDNIA

Dziesięć dni. Zostało dziesięć dni do końca zbiórki. Do zebrania potrzebne było jeszcze piętnaście tysięcy złotych. Karolina czuła, jak zasiane w niej ziarnko nadziei, zamyka się i zanika. Parę dni temu znalazła w sieci protezę. To była sztuczna noga. Karolina stwierdziła że mimo iż z rolkami wciąż byłoby trudno, mogła by przynajmniej spróbować grać w koszykówkę. Już myślała że wszystko się układa, jednak później spojrzała na cenę.

- TRZYDZIEŚCI CZTERY TYSIĄCE?! KOGO NIBY NA TO STAĆ?!

Karolina chciała zostać koszykarką, jednak jeżdżąc na wózku byłoby to niemożliwe.

Jeszcze przed odkryciem „Pomoc.pl” dziewczyna zaczynała powoli oswajać się z wizją życia na wózku. Jednak, wiecie jak to jest. Chyba każdy wie jak to jest, gdy ktoś lub coś, w najbardziej kryzysowej sytuacji waszego życia daje wam NADZIEJE. To wspaniałe uczucie. Tak samo, chyba każdy wie jak to jest gdy staje się coś, co nagle tę nadzieję odbiera. Co wtedy czujemy?

Złość, smutek, przygnębienie, strach, ból. Ale Karolina nie czuła ani jednej z tych rzeczy. Ona czuła zwątpienie. Zwątpienie w cały plan. A zwątpienie, było najgorsze z tego wszystkiego.

CZWARTEK. 22 GRUDNIA

Karolina leżała na łóżku w szpitalnej sali. Wiedziała, że to się nie uda. Wiedziała, że już za osiem dni będzie kimś innym. Nie będzie już TĄ Karolą. Więc kim będzie? Nikim. Ta myśl przygnębiała ją tak bardzo…

Pamiętacie może jak mówiłam, że Karolina mieszka w tak zwanej „Małej wsi przy drodze”

W takich miejscowościach, niczego nie ukryjesz. Wiadomości o wszystkim rozchodzą się w mgnieniu oka. Właściwie mieszkańcy Lisowa - bo tam mieszkała Karolina - wiedzieli o wypadku jeszcze zanim się wydarzył.

W takich miejscach każdy zna każdego. I każdy chce każdemu pomóc.

***

- Laura! Podaj mi tamte kartony!

- Proszę!

- Dominik, Szymon, Tomek! - słychać doniosły głos Pani Natalii - Poustawiajcie te świeczniki na tamtym stole! O a tam rozłóżcie te pierniki od Zuzi i Pauliny!

W szkole Karoliny trwa właśnie świąteczny kiermasz. Największy świąteczny szkolny kiermasz jaki kiedykolwiek widziano. Cały Lisów przyniósł tony pierników, maskotek, świątecznych dekoracji, bombek wykonanych przez dzieci w szkolnej świetlicy.

Na malutkim placyku nazywanym „Rynkiem” grupa siedemnastolatek ustawiła spory namiot, rozłożyła kredki, farby, wielkie klocki a nawet przyniosły dmuchany basen który napełniły kolorowymi kulkami. Puściły też muzykę. Nazwały to „Bajkową Krainą ”. Po chwili przed wejściem zgromadziła się grupa matek z dziećmi.

- Dzień dobry – odezwała się ubrana w strój wróżki dziewczyna.- Wstęp kosztuję piętnaście złotych za trzydzieści minut. Zbieramy na operacje nogi naszej Karoliny z 8c.

SOBOTA. 24 GRUDNIA

Karola spała. Właściwie odkąd trafiła do szpitala głównie spała.

Gdy spała nie czuła okropnego, palącego bólu w prawej nodze.

Ze snu wyrwało ją skrzypnięcie drzwi. Stali w nich:

Eryk, Teresa, Olga i Hania oraz…

- Matylda! – Karolina gdyby tylko mogła podbiegłaby do przyjaciółki.- Ale zaraz, zaraz…

- Jest ósma dwadzieścia trzy. Nie powinnaś mieć przypadkiem lekcji?

- Głuptasie! – odezwała się rozbawiona Matylda – Jest sobota! A do tego WIGILA!

- CO? - Karolinie zdawało się że do Wigilii jeszcze parę dni. (Może to dlatego że w jej domu na trzy dni przed Wigilią pod choinką pojawiały się prezenty).

- Mamy dla ciebie niespodziankę! – Tata podał jej kopertę.

W środku znajdował się bilet.

Duży zielony bilet. Widniał na nim napis:

Katowice – Sztokholm. 30.12.2022 Karolina Wiktoria Adamowicz

Karola rozpłakała się.

- Jak?! Jak dwa dni zdobyliście siedemnaście i pół tysiąca?!!!

- To nie tylko my. To cała klasa. Cała szkoła. Cały Lisów.

Podczas gdy Matylda opowiadała jej o kiermaszu Karoliną znalazła w kopercie jakąś zgiętą na pół kartkę.

- Co to?

- Twój urodzinowo – gwiazdkowy prezent. A właściwie jego część. Ale otworzysz dopiero jak wrócimy z Szwecji.

Musicie bowiem wiedzieć, że Karolina miała urodziny czwartego stycznia. I zawsze dostawała jeden prezent na urodziny i gwiazdkę. (To był kolejny powód dla którego wcześniej nienawidziła świąt)

PIĄTEK. 30 GRUDNIA

Na lotnisku w Katowicach panował straszny tłok. Wszyscy pchali się do bramek. Prawie wszyscy.

Karolina z bananem na twarzy zmierzała w stronę bramki Biznes klasy. Wiedziała ile to kosztowało, jednak z wózkiem klasa ekonomiczna nie wchodziła w grę. Pierwsza klasa była tańsza, jednak bilety już się wyprzedały. Zresztą i tak miały sporo szczęścia. Co prawda najpierw mieli lecieć całą rodziną jednak zostały dwa wolne miejsca, więc nastolatka leciała tylko z Teresą.

Karolina z matką wsiadła do samolotu. Nie lubiła latać. Zresztą chyba nikt nie skacze z radości, będąc zamkniętym w latającej puszce dziewięć tysięcy metrów nad ziemią.

Gdy samolot wzniósł się ponad pas startowy, Karolinie przyszło do głowy coś o czym nigdy wcześniej nie myślała. Trzeba przyznać że wszystko zmieniało się tak szybko…

Raz była tak blisko, a chwilę później cel wydawał się jej nieosiągalny. Ale tak. Była tu. I zmierzała właśnie do Sztokholmu na operację.

I dopiero teraz to poczuła. To był strach. Bała się tej operacji. Wcześniej myślała tylko o tym aby tam być i mieć nogę, ale teraz czuła się bardzo przestraszona. Nie chciała o tym myśleć. Wolałaby iść spać, ale te myśli nie dawały jej spokoju…

- Co będzie jeśli chirurga nie będzie na miejscu?

- Co będzie jeśli okaże się, że źle obliczyli kwotę i ich nie stać?

- CO BĘDZIE JEŚLI OPERACJA SIĘ NIE POWIEDZIE???

Dziewczyny dotarły do hotelu. Dzięki Bogu! Miał windę!

Na ogół Karolina NIGDY nie pojechałaby windą. Było to spowodowane pewną traumą z dzieciństwa, ale to chyba temat na inne opowiadanie. Tym razem jednak wiedziała, że albo winda albo ktoś będzie ją musiał WNIEŚĆ po schodach,a z dwojga złego definitywnie wolała windę.

Ich pokój składał się z trzech pomieszczeń i łazienki. Były tam dwie sypialnie oraz mała kuchnia z stołem.

Karolina położyła się na łóżku. BYŁA BARDZO ZMĘCZONA.

PONIEDZIAŁEK. 2 STYCZNIA

Wreszcie po sylwestrze spędzonym z poznaną w szpitalu Catriną, (do czwartej rano jeździły po szpitalu puszczając disco polo, a pielęgniarki miały szczerze dość tych czternastolatek) nastał dzień operacji.

Karolina wjechała do sali operacyjnej na wielkim białym łóżku i z wielkim niepokojem w sercu.

Uśmiechnięty lekarz przyłożył jej do ust coś na kształt inhalatora i kazał policzyć do dziesięciu. Dziewczyna zasnęła po doliczeniu do trzech. Przez chwilę jeszcze słyszała jakieś głosy. Specjalista mówił coś po szwedzku. Potem nie słyszała już nic.

WTOREK. 3 STYCZNIA

Karolinę obudziły rozmowy. Otworzyła jedno oko jednak z powodu białego światła szybko je zamknęła.

- Gratulacje Caroline - usłyszała przyjazny głos specjalisty.

Dziewczyna spodziewała się że po operacji nie da rady się ruszyć, jednak bez większego problemu usiadła opierając się o łóżko.

- Brawo! – powiedział mężczyzna - Tylko nie próbuj mi tu wstawać! Do końca stycznia jeździsz na wózku a do wakacji postaraj się jednak oszczędzać.

- Będę mogła jeździć na rolkach?- zapytała Karolina.

- Na pewno nie jutro – roześmiał się.

Karolina westchnęła.

- A dajmy na to… W marcu?

- Zobaczymy. Będę się kontaktował z tobą i twoimi rodzicami. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócisz do zdrowia - powiedział i wyszedł z sali.

Teresa podeszła do Karoliny.

- Odpocznij teraz, córeczko. Pojutrze wracamy do Polski.

CZWARTEK. 4 STYCZNIA

Gdy Karolina z Teresą wysiadły z samolotu, przy wyjściu czekał już cały komitet powitalny:

Eryk, Hania z Olgą, Matylda z rodzicami, a także jej młodszy brat Emil, Wujek i Ciocia, i jeszcze kuzyni- Sylwia, Kornelia i Mateusz.

Ale była tam jeszcze ktoś. Ktoś schowany między Erykiem a Olgą.

- Hau Hau! – dało się słyszeć szczekanie.

Nagle zza tłumu wybiegł…

PIES! Border collie!

- ALE JAK? – krzyknęła Karoliną

- To długa historia – zaczął Eryk - Nie wiedzieliśmy czy pieniędzy z kiermaszu wystarczy, więc my też sprzedaliśmy… Graty. Jednak kiermasz wyszedł tak świetnie że te zarobione półtora tysiąca …

- ILE?! – krzyknęła Karolina - CO WY SPRZEDALIŚCIE?!

- Przekonasz się. To co, jedziemy?

Gdy wszyscy dotarli do domu, Karolina spytała

- No to jak zarobiliście na psa?

- Wejdź to swojego pokoju, to się dowiesz…

Karolina otworzyła drzwi.

- Tatooo?

- Taaaak?

- Chyba nie rozumiem. W moim pokoju stoi łózko i kartony z bombkami… Gdzie są moje meble?

- Zamknij oczy.- powiedział ojciec z tajemniczym uśmiechem.

Wniósł ją po schodach na górę. Wujek wniósł wózek. Po chwili Karolina z wciąż zamkniętymi oczami wjeżdżała do jakiegoś pomieszczenia.

- Dobrze! – odezwała się Teresa – już możesz otworzyć.

To przecież wasze Choinkowo!” Chciała powiedzieć Karolina. Ale to już nie było „Choinkowo”

- I właśnie to sprzedaliśmy. Świąteczny Paździerz.

- Czy to ? Czy to mój nowy pokój? – dziewczyna z zachwytem rozglądała się dookoła.

Stało tam nowe czarne, dwuosobowe łóżko, wielka szafa, biurko w mnóstwem szuflad, komoda i - o matko! - nowiutkie ROLKI!

-DZIĘKUJE! KOCHAM WAS. – krzyknęła Karolina, a potem dodała coś jeszcze, ale tak aby nikt nie słyszał, przynajmniej w tym roku - Kocham święta.

***

Gdy pół godziny później wszyscy siedzieli przy stole Karolina patrząc na psa zapytała:

- Ma jakieś imię?

- Karteczka! – odpowiedział Eryk.

Dziewczyna wyciągnęła z kieszenie zmiętą kartkę.

- To dokumenty adopcyjne!

- Karoliny? Wyprowadza się? – krzyknęła Hania z udawaną nadzieją.

Karolina wyprostowała kartkę. Wreszcie znalazła rubryczkę z imieniem. Coś było w niej przekreślone.

- Co tam było tato?

- Jego stare imię… Raczej nie przypadłoby ci do gustu.

- Jakie imię?

- Gwiazdor…

- Wiesz… Miałam już Błyskawicę…

- Kim była Błyskawica? – spytała Edyta

Na twarzy Karoliny, bliźniaczek i rodziców pojawiły się uśmiechy.

W końcu Karolina powiedziała : ŚLIMAKIEM.

SOBOTA. 23 GRUDNIA 2023

Jutro Wigilia. Od operacji Karoliny minął prawie rok. Dziewczyna niedawno poszła do liceum – razem z Matyldą oczywiście. Gwiazdor zaprzyjaźnił się z Olgą, za to Hani najchętniej odgryzłby ucho. Eryk z Teresą zamiast dwudziestu ośmiu łańcuchów światełek powiesili na domu tylko dwadzieścia siedem. Karolina dostała się do licealnej drużyny koszykarskiej. Teresa kupiła nowe kapcie (tym razem zmutowane bałwany), Olga przestała słuchać się Hani i została przyjaciółką Karoliny, a Hania zrobiła sobie sekretny pokój w starym pokoju Karoli.

Właśnie. Skoro już mowa o Karoli w niej też coś się zmieniło.

Zrozumiała że Święta to nie tylko cackanie się z prezentami i udawane bycie miłym.

ZROZUMIAŁA ŻE ŚWIĘTA TO NAJLEPSZY CZAS BY PO PROSTU BYĆ RAZEM.

NOWE GODZINY OTWARCIA BIBLIOTEKI!

Drodzy Uczniowie!

W nowym semestrze biblioteka będzie czynna:

poniedziałek 8:00 - 14:00
wtorek 7:30 - 13:30
środa 8:00 - 14:00
czwartek 8:00 - 14:00
piątek 7:30 - 13:30

Serdecznie zapraszam!

NARODOWY PROGRAM ROZWOJU CZYTELNICTWA - PROJEKT EDUKACYJNY KLASY 4-8

  



W ramach Narodowego Programu Czytelnictwa klasy 4-8 wzięły udział w projekcie edukacyjnym pt.: "Czytanie? To lubię!".

Projekt polegał na stworzeniu plakatów do wybranego rodzaju literatury. Każda klasa otrzymała inne zagadnienie i w ciągu miesiąca, na lekcjach wychowawczych, tworzyła prace, które można oglądać w  bibliotece. 

Cele projektu: 

  • wprowadzenie dzieci w świat literatury; 
  • rozbudzenie zainteresowań czytelniczych; 
  • wzbogacenie słownictwa; 
  • propagowanie czytelnictwa i zachęcenie dzieci do częstego sięgania po wartościowe dzieła literatury; 
  • rozwijanie wyobraźni oraz umiejętności ekspresyjnego wyrażania własnych przeżyć; rozwijanie twórczości literackiej i plastycznej; 
  • integracja zespołu klasowego

Zapraszam do obejrzenia efektów pracy naszych uczniów!

KLASA 4a - baśnie i legendy






KLASA 4c - sport i zdrowie
 




KLASA 5a - literatura popularnonaukowa - nauki przyrodnicze




KLASA 5b - komiksy




KLASA 5c - fantastyka




KLASA  6a - kryminał, sensacja thriller




KLASA  6b - literatura podróżnicza



KLASA  7b - sztuka, teatr



NOWOŚCI W BIBLIOTECE! 🎁