ZMIANA
NIEDZIELA.
13 LISTOPADA
Było
już ciemno, gdy Karolina weszła do domu. Widziała go już z
daleka, ponieważ jej rodzice zawiesili na nim tony światełek już
na początku listopada.
-
Durnowate święta! – powiedziała Karola i już chciała kopnąć
leżący na podjeździe kamyk, gdy nagle…
-
Auu! Beznadziejna zima! – dziewczyna potknęła się i poleciała
ślizgiem po zamarzniętych schodkach, prowadzących na taras.
Gdy
weszła do domu, do jej uszu dotarła piosenka (właściwe słyszała
ją już na chodniku, przed domem, lecz zdołała wmówić sobie, że
to tylko złudzenie ), od której od razu chciało się jej
wymiotować.
Last
Christmas I gave you my heart, but the very next day you gave it away
…
Karolina
zatkała uszy. Nie zdejmując kurtki ani butów (cóż, dosyć trudno
byłoby to zrobić mając ręce na uszach), przeszła przez salon,
gdzie w radiu zaczęła się już piosenka All want for Christmas.
Otworzyła
drzwi swojego pokoju i…
-
Osz ty w… - Karolina nie dokończyła - CO TO NIBY MA BYĆ!
MAMOOOOOO!
Teresa
wpadła do pokoju córki w świątecznym swetrze, turbanie na głowie
i wielkich kapciach wyglądających jak zmutowane renifery. Trzymała
w ręce czerwony kubek z kawą.
-
Tak?
-
Wyjaśnij mi proszę - zaczęła spokojnie, choć już się w niej
gotowało - byle szybko, bo nie zamierzam spać w tym… Choinkowie!
-
Karolciu spokojnie… - mama jak zwykle starała się uspokoić
sytuację.
Tego
było już za wiele. Na Karolinę można było mówić Karola,
Karolina a nawet (choć tu już rzadziej) Karolka. Czasami pozwalała
nawet mówić na siebie Karolinka, ale NIGDY, NIGDY, PRZENIGDY nie
przeszła spokojnie obok osoby, która nazwała ją KAROLCIĄ. To
imię kojarzyło jej się z jedną z tych dziwnych bohaterek lektur,
którymi maltretowali jej nauczyciele w drugiej klasie.
-
CO TEN CAŁY (tu powiedziała dość brzydkie słowo) ŚWIĄTECZNY
PAŹDZIERZ ROBI (to również należało by wypikać) W MOIM POKOJU!
-
Ale dlaczego…?
-
Zabierz - wycedziła przez zęby - te świąteczne śmieci z mojego
pokoju! - Widząc że matka otwiera usta aby coś powiedzieć, dodała
– Teraz!
Podczas
gdy rodzice Karoliny wynosili z jej pokoju: osiem aniołków, dwie
małe choinki, sześć łańcuchów, pudło światełek, cztery
świeczniki w kształcie choinek i całą masę
świątecznych
rzeczy…. dziewczyna zamknęła się w toalecie. Oprócz jej
pokoju, było to jedyne miejsce gdzie mogła liczyć na jakąkolwiek
prywatność. Żebyście lepiej zrozumieli, pozwólcie, że wam
opowiem, jak wygląda dom Karoliny.
Zacznijmy
od tego, że ma dwa piętra. Mogłoby się więc wydawać, że
będzie tam dużo miejsca. Powinno być tam przynajmniej DOŚĆ
miejsca dla pięcioosobowej rodziny. Cóż, może rzeczywiście by
tak było, gdyby nie fakt, że całe, DOSŁOWNIE CAŁE, drugie piętro
było tak pełne sztucznych choinek, bombek, światełek, świętych
Mikołajów i reniferów, że nie było już tam miejsca dla ludzi.
Jak
już pewnie zdążyliście się domyślić, rodzice Karoliny nie
lubili świąt. Ani też ich nie kochali. Oni mieli na ich punkcie
prawdziwą OBSESJĘ.
Tak
więc zostało nam jedno piętro. Znajdowały się na nim dwie
sypialnie - jedna należąca do rodziców Karoliny i druga, w której
mieszkały jej siostry. Bliźniaczki. Dwa razy po osiem lat. Razem
szesnaście – Karola nie miałaby nic przeciwko JEDNEJ
szesnastoletniej siostrze… Była też mała kuchnia połączona z
jadalnią i pokój, dość żartobliwie, nazywany „salonem”. Stał
tam stary telewizor i dwa fotele. Oprócz tego, była tam też
wspomniana wyżej łazienka, choć raczej nie wydaje mi się, żeby
to pomieszczenie było warte jakiejś szczególnej uwagi.
No
tak. Więc gdzie mieszkała Karola?
W
kanciapie. Miała co prawda dwa okna i mieściła łóżko, szafę i
biurko, jednak sam fakt że była to kiedyś kanciapa był lekko
dziwny.
Nad
łóżkiem wisiało milion plakatów zespołu The Beatles. Zespół
został już dawno rozwiązany, lecz Karolina i tak ich słuchała.
Oprócz tego słuchała też innych wykonawców, jednak to Beatlesów
lubiła najbardziej.
Dziewczyny
z jej klasy wieszały nad łóżkiem plakaty takich osób, jak Finn
Wolfhard czy Caleb McLaughlin, jednak nie byli to idole Karoliny.
Oglądała co prawda Stranger
Things,
ale szybciej, powiesiłaby nad łóżkiem plakat „kucyków pony”
niż jakiegoś umięśnionego faceta.
Karolina,
zamknięta w toalecie, (przypomnijmy: JEDYNYM miejscu, w którym
mogła liczyć na jakąkolwiek prywatność), z całych sił starała
się ignorować odgłosy wyprowadzania świąt z jej pokoju. Wzięła
do ręki telefon. Włączyła Spotify. Jej rodziców nie było stać
na płatną wersje, więc w słuchaniu Beatlesów czasami
przeszkadzały jej reklamy.
Włączyła
właśnie kawałek Here
Comes The Sun,
gdy nagle…
-
ŚWIĄTECZNE PRZECENY W MEDIA EKSPERT!
Komórka
przeleciała przez łazienkę. Docierała właśnie do drzwi…
Może
gdyby ojciec Karoli otworzył drzwi parę sekund później,
ucierpiałby tylko telefon. Niestety…
-Auuuuaaa!!!
***
Karola
trzasnęła drzwiami, wychodząc z domu.
-
DWA TYGODNIE BEZ TELEFONU? No chyba nie.
Było
ciemno, choć właściwie była dopiero szesnasta. Dziewczyna zeszła
z głównej ulicy. Wolała chodzić tymi bocznymi. Nie było tam
chodników ale w sumie i tak prawie nic nie jeździło. Trzeba
przyznać że miejscowość Karoliny była… jakby to delikatnie
ująć.
Mała
wieś gdzieś przy autostradzie?
Raczej
przy drodze, której nie ma na mapach. Karola wolałaby mieszkać w
dużym mieście. Kraków? Warszawa? Może Wrocław? Choć nie. W
dużych miastach wielka choinka staje na rynku już w listopadzie, a
od początku jesieni w sklepach aż roi się od świątecznym
dekoracji. Chciałaby też mieć psa, ale znając jej rodziców
nazwali by go „Piernik ” albo „Gwiazdka”. Jeżeli
przeprowadzka nie wchodziła w grę to mogłaby chociaż mieć
większy pokój. Ale gdzie, skoro całe drugie piętro jest zagracone
świątecznymi ozdobami?
Wtedy
zdała sobie sprawę że wszystkie jej kłopoty są spowodowane tymi
beznadziejnymi, tragicznymi, irytującymi świę…
Karola
nie zdążyła dokończyć myśli. Poczuła jak asfalt pod jej nogami
wibruje. Odwróciła się, aby sprawdzić co się dzieje i wtedy
zobaczyła pędzący w jej stronę samochód. Nie widział jej .
Sparaliżowana strachem przewróciła się. Usłyszała za sobą pisk
opon, klakson, a chwilę później głuchy odgłos uderzenia. Później
nie czuła już zupełnie nic.
***
-
Eryku, nie wydaje ci się, że Karoliny nie ma już dość długo?
-
Kochanie, spokojnie. Wiesz jak z nią jest po tych napadach złości.
-Tak,
tak wiem. Nie ma jej parę godzin a później wraca i następnego
dnia jest okej…
-
Olga, Hania zejdźcie proszę na dół!
Podczas
gdy cała rodzina grając w scrabble zastanawiała się nad
znaczeniem słowa "ekscentryczny”, Eryk zwrócił się do
Teresy:
-Kochanie?
-
Tak? - mama oderwała wzrok od scrabbli.
-
Nie sądzisz, że trochę zbyt surowo potraktowaliśmy Karolinę ?
-
Możliwe, jednak spójrz na jej wykres aktywności - Teresa
podsunęła telefon Karoliny pod nos męża.
-
Pięć godzin w wtorek?! - Może masz racje. Odwyk od komórki
dobrze jej zrobi.
Nagle
zadzwonił telefon Teresy.
-
Nieznany numer? Dziwne. – powiedziała klikając przycisk
„odbierz”
-
Halo?
-
Dzień dobry. A raczej… (tu na chwilę ucichł )…raczej niezbyt
dobry.
-
O co chodzi? I przepraszam, z kim rozmawiam?
-
Dawid Wiśniewski. Mieszkam na Mickiewicza 26.
-
Dobrze, ale co się stało?
-
Chodzi o Karolinę. A z resztą, to nie sprawa na telefon. Mogłaby
pani tu przyjechać?
***
-
Oddycha?
-
Ja, ja nie wiem…
-
Ale żyje?
-
Tak… Karetka przyjechała dwanaście minut temu więc …
Teresa
jechała z Dawidem do szpitala w Częstochowie. Szlochała, jednak
chyba każda matka robiłaby to samo, jadąc do dziecka, które mogło
zarówno żyć jak i też nie żyć. Było jej bardzo przykro.
Wiedziała że ostatnie wspomnienie jej córki to krzycząca na nią
matka…
Tymczasem
w domu, Eryk czekał na telefon od żony. Na wieści o Karolinie. O
tym czy żyje czy…
Mężczyźnie
nie chciało tym myśleć. Siedział wlepiony w czarny ekran telefonu
i czekał.
Teresa
dojechała. Wybiegła z auta i rzuciła się w stronę szpitala.
Chwilę później zadzwonił telefon w pokoju Eryka.
-
Czy ona żyje?
-
Tak. Ledwo. Ten (tu Teresa szukała odpowiedniego słowa) pijany
cymbał jechał 86 na godzinę, mimo że znak pokazywał maksymalnie
50!
-
Dobrze. Co się jej stało?
-
Jej noga…
-
Co z nią?
-
Została złamana w pięciu miejscach, dwa mięśnie są naderwane.
Samochód potrącił ją, uderającł w prawą nogę. Będzie
potrzebna operacja. Dość skomplikowana. I droga.
-
Jak bardzo droga?
-
Trzydzieści osiem i pół tysiąca. Operacje wykona specjalista, w
Sztokholmie. Mamy czas do końca roku.
-
Nie mamy tyle.
-
Wiem. Ale musimy zdobyć pieniądze na tę operacje. Jak
najszybciej. Jeżeli nogi nie uda się uratować, konieczna będzie
całkowita amputacja.
-
Więc musimy nagle zdobyć prawie czterdzieści tysięcy?!
-
Tak. Musimy coś wymyślić.
NIEDZIELA.
20 LISTOPADA
Karolina
otworzyła oczy. Mimo iż od wypadku minął tydzień, z powodu
wstrząsu jakiego doznała, ocknęła się dopiero teraz. Pierwszym,
co poczuła był ból w całym ciele. Szczególnie bolała ją prawa
noga. Spróbowała nią poruszyć. Nie dała rady. Zemdlała.
WTOREK.
13 GRUDNIA
Od
wypadku minął równo miesiąc. Karolina najczęściej spała, była
badana, słuchała muzyki. Wiedziała, że jeżeli jej rodzicom
nie uda się uzbierać pieniędzy na operacje…
Wolałaby
o tym nie myśleć. Ale wiedziała ile zarabia jej ojciec jako
hydraulik. Właściwie nawet gdyby mieli rok (biorąc pod uwagę
podatki, ceny jedzenia i innych potrzebnych artykułów) i tak nie
udałoby się im uzbierać pieniędzy. Sama operacja kosztowała
fortunę. A w dodatku bilet na lot do Sztokholmu w okresie Świąt?
To było niewykonalne. Poza tym zostało już tylko osiemnaście dni.
Najbliższy
możliwy termin operacji wypadał pierwszego stycznia.
Karolina
leżała z głową wciśniętą w poduszkę. Jej klasa była właśnie
na wycieczce w Warszawie. Zwiedzali miasto i sądząc
po zdjęciach które przysyłała Matylda - jej najlepsza (I jedyna)
przyjaciółka - całkiem dobrze się bawili.
-
Karola? - dał się słyszeć smutny głos matki.
-Tak?.
O co chodzi?
-
Niestety. Do sumy potrzebnej na operację brakuje nam jeszcze
dwudziestu sześciu tysięcy. Nie licząc samolotu i…
Karola
rozpłakała się. Rzadko to robiła przed wypadkiem. Można by
powiedzieć, że prawie nigdy.
Tak
naprawdę zdarzyło się to tylko raz, gdy miała siedem lat.
Znalazła na spacerze ślimaka. Zabrała go do domu i wsadziła do w
słoika. Nazwala go Błyskawica. Rodzice nigdy nie zrozumieli
dlaczego. Olga stawiała wtedy pierwsze kroczki. Pech chciał że
robiła to akurat pod stołem, na wybiegu Błyskawicy. Chyba każdy
może się domyślić jak się to dla niej skończyło.
Wiedziała
że teraz wszystko się skończy. Gra w koszykówkę, spotkania w
galerii, jazda na rolkach. Tak. ROLKI. To tego Karolinie było
najbardziej żal. Po galeriach dałoby się jeździć na wózku. Być
może nawet na koszykówkę znalazł by się sposób. Ale rolki???
CZWARTEK.
15 GRUDNIA
Nastolatka
włączyła Instagrama.
Całą
stronę główną zajmowały jej posty typu:
Pomóż
nam uratować święta dzieci z hospicjum! Lub też: razem zbierzmy
na leczenie Michałka!
Już
miała wyłączyć telefon, gdy nagle zobaczyła zobaczyła znajomą
twarz. Najbardziej znajomą ze wszystkich – swoją.
Karolina
weszła w post.
„Wspólnie
z Fundacją Razem Lepiej organizujemy zbiórkę na operacje nogi
czternastoletniej Karoliny spod Częstochowy! Potrzebne środki wraz
z transportem do Sztokholmu to czterdzieści osiem i pół tysiąca.
Do zebrania mamy jeszcze dwadzieścia siedem tysięcy. Niestety mamy
bardzo mało czasu! WPŁAĆ PIENIĄDZE I URATUJ ZDROWIE I ŻYCIE
KAROLINY! ZBIÓRKA TRWA DO 30 GRUDNIA! ”
Po
przeczytaniu tych słów dziewczyna siedziała osłupiała.
Kto
napisał i zgłosił ją do tej fundacji?
Obstawiała
mamę albo tatę. Raczej tatę, Teresa ledwo radziła sobie ze zmianą
tapety w telefonie, nie mówiąc już o Internecie.
Karolina
nie wiedziała, co o tym myśleć. Mimo iż pod opisem widniał napis
„ŚWIĄTECZNA ZBIÓRKA”, nie czuła złości jak zwykle, gdy była
mowa o świętach.
Czuła
coś bardzo dziwnego. Czuła, że ktoś o niej myśli. Jej rodzina ją
kochała, ale na tym się kończyło. Kiedyś miała jeszcze Matyldę,
jednak odkąd Karolina była w szpitalu, czuła że coraz bardziej
się oddalają. Matylda ostatni raz napisała do niej z Warszawy.
Mówiąc „jej rodzina ” mam na myśli rodziców. Z Dziadkami
widziała się ostatni raz ponad osiem lat temu. A jej siostry…
Hania
szczerze jej nie znosiła. Z Olgą nawet się dogadywała, ale to
Hania była tą dominującą bliźniaczką więc najczęściej
właściwie obie były przeciwko niej.
Jej
klasa tylko ją wyśmiewała. Nazywali ją „depresyjną” ponieważ
ubierała się na czarno i od „staruszek” bo słuchała „The
Beatles ”. Chłopacy ciągle kradli jej plecak, podkładali nogę
(przez co obrywali w kostki), a dziewczyny wyśmiewały się z niej i
podkładały śmieci do szafki. Szczególnie nienawidziła jej
Amelia. Karolina nic by sobie z tego nie robiła gdyby nie fakt, że
to właśnie z Amelią przyjaźniła się teraz Matylda.
Czuła
jednak coś jeszcze. To była nadzieja. Pierwszy raz od dawna miała
nadzieję, że może jednak uda im się uzbierać te pieniądze.
WTOREK.
20 GRUDNIA
Dziesięć
dni. Zostało dziesięć dni do końca zbiórki. Do zebrania
potrzebne było jeszcze piętnaście tysięcy złotych. Karolina
czuła, jak zasiane w niej ziarnko nadziei, zamyka się i zanika.
Parę dni temu znalazła w sieci protezę. To była sztuczna noga.
Karolina stwierdziła że mimo iż z rolkami wciąż byłoby trudno,
mogła by przynajmniej spróbować grać w koszykówkę. Już myślała
że wszystko się układa, jednak później spojrzała na cenę.
-
TRZYDZIEŚCI CZTERY TYSIĄCE?! KOGO NIBY NA TO STAĆ?!
Karolina
chciała zostać koszykarką, jednak jeżdżąc na wózku byłoby to
niemożliwe.
Jeszcze
przed odkryciem „Pomoc.pl” dziewczyna zaczynała powoli oswajać
się z wizją życia na wózku. Jednak, wiecie jak to jest. Chyba
każdy wie jak to jest, gdy ktoś lub coś, w najbardziej kryzysowej
sytuacji waszego życia daje wam NADZIEJE. To wspaniałe uczucie. Tak
samo, chyba każdy wie jak to jest gdy staje się coś, co nagle tę
nadzieję odbiera. Co wtedy czujemy?
Złość,
smutek, przygnębienie, strach, ból. Ale Karolina nie czuła ani
jednej z tych rzeczy. Ona czuła zwątpienie. Zwątpienie w cały
plan. A zwątpienie, było najgorsze z tego wszystkiego.
CZWARTEK.
22 GRUDNIA
Karolina
leżała na łóżku w szpitalnej sali. Wiedziała, że to się nie
uda. Wiedziała, że już za osiem dni będzie kimś innym. Nie
będzie już TĄ Karolą. Więc kim będzie? Nikim. Ta myśl
przygnębiała ją tak bardzo…
Pamiętacie
może jak mówiłam, że Karolina mieszka w tak zwanej „Małej wsi
przy drodze”
W
takich miejscowościach, niczego nie ukryjesz. Wiadomości o
wszystkim rozchodzą się w mgnieniu oka. Właściwie mieszkańcy
Lisowa - bo tam mieszkała Karolina - wiedzieli o wypadku jeszcze
zanim się wydarzył.
W
takich miejscach każdy zna każdego. I każdy chce każdemu pomóc.
***
-
Laura! Podaj mi tamte kartony!
-
Proszę!
-
Dominik, Szymon, Tomek! - słychać doniosły głos Pani Natalii -
Poustawiajcie te świeczniki na tamtym stole! O a tam rozłóżcie te
pierniki od Zuzi i Pauliny!
W
szkole Karoliny trwa właśnie świąteczny kiermasz. Największy
świąteczny szkolny kiermasz jaki kiedykolwiek widziano. Cały Lisów
przyniósł tony pierników, maskotek, świątecznych dekoracji,
bombek wykonanych przez dzieci w szkolnej świetlicy.
Na
malutkim placyku nazywanym „Rynkiem” grupa siedemnastolatek
ustawiła spory namiot, rozłożyła kredki, farby, wielkie klocki a
nawet przyniosły dmuchany basen który napełniły kolorowymi
kulkami. Puściły też muzykę. Nazwały to „Bajkową Krainą ”.
Po chwili przed wejściem zgromadziła się grupa matek z dziećmi.
-
Dzień dobry – odezwała się ubrana w strój wróżki dziewczyna.-
Wstęp kosztuję piętnaście złotych za trzydzieści minut.
Zbieramy na operacje nogi naszej Karoliny z 8c.
SOBOTA.
24 GRUDNIA
Karola
spała. Właściwie odkąd trafiła do szpitala głównie spała.
Gdy
spała nie czuła okropnego, palącego bólu w prawej nodze.
Ze
snu wyrwało ją skrzypnięcie drzwi. Stali w nich:
Eryk,
Teresa, Olga i Hania oraz…
-
Matylda! – Karolina gdyby tylko mogła podbiegłaby do
przyjaciółki.- Ale zaraz, zaraz…
-
Jest ósma dwadzieścia trzy. Nie powinnaś mieć przypadkiem lekcji?
-
Głuptasie! – odezwała się rozbawiona Matylda – Jest sobota! A
do tego WIGILA!
-
CO? - Karolinie zdawało się że do Wigilii jeszcze parę dni.
(Może to dlatego że w jej domu na trzy dni przed Wigilią pod
choinką pojawiały się prezenty).
-
Mamy dla ciebie niespodziankę! – Tata podał jej kopertę.
W
środku znajdował się bilet.
Duży
zielony bilet. Widniał na nim napis:
Katowice
– Sztokholm. 30.12.2022 Karolina Wiktoria Adamowicz
Karola
rozpłakała się.
-
Jak?! Jak dwa dni zdobyliście siedemnaście i pół tysiąca?!!!
-
To nie tylko my. To cała klasa. Cała szkoła. Cały Lisów.
Podczas
gdy Matylda opowiadała jej o kiermaszu Karoliną znalazła w
kopercie jakąś zgiętą na pół kartkę.
-
Co to?
-
Twój urodzinowo – gwiazdkowy prezent. A właściwie jego część.
Ale otworzysz dopiero jak wrócimy z Szwecji.
Musicie
bowiem wiedzieć, że Karolina miała urodziny czwartego stycznia. I
zawsze dostawała jeden prezent na urodziny i gwiazdkę. (To był
kolejny powód dla którego wcześniej nienawidziła świąt)
PIĄTEK.
30 GRUDNIA
Na
lotnisku w Katowicach panował straszny tłok. Wszyscy pchali się do
bramek. Prawie wszyscy.
Karolina
z bananem na twarzy zmierzała w stronę bramki Biznes klasy.
Wiedziała ile to kosztowało, jednak z wózkiem klasa ekonomiczna
nie wchodziła w grę. Pierwsza klasa była tańsza, jednak bilety
już się wyprzedały. Zresztą i tak miały sporo szczęścia. Co
prawda najpierw mieli lecieć całą rodziną jednak zostały dwa
wolne miejsca, więc nastolatka leciała tylko z Teresą.
Karolina
z matką wsiadła do samolotu. Nie lubiła latać. Zresztą chyba
nikt nie skacze z radości, będąc zamkniętym w latającej puszce
dziewięć tysięcy metrów nad ziemią.
Gdy
samolot wzniósł się ponad pas startowy, Karolinie przyszło do
głowy coś o czym nigdy wcześniej nie myślała. Trzeba przyznać
że wszystko zmieniało się tak szybko…
Raz
była tak blisko, a chwilę później cel wydawał się jej
nieosiągalny. Ale tak. Była tu. I zmierzała właśnie do
Sztokholmu na operację.
I
dopiero teraz to poczuła. To był strach. Bała się tej operacji.
Wcześniej myślała tylko o tym aby tam być i mieć nogę, ale
teraz czuła się bardzo przestraszona. Nie chciała o tym myśleć.
Wolałaby iść spać, ale te myśli nie dawały jej spokoju…
-
Co będzie jeśli chirurga nie będzie na miejscu?
-
Co będzie jeśli okaże się, że źle obliczyli kwotę i ich nie
stać?
-
CO BĘDZIE JEŚLI OPERACJA SIĘ NIE POWIEDZIE???
Dziewczyny
dotarły do hotelu. Dzięki Bogu! Miał windę!
Na
ogół Karolina NIGDY nie pojechałaby windą. Było to spowodowane
pewną traumą z dzieciństwa, ale to chyba temat na inne
opowiadanie. Tym razem jednak wiedziała, że albo winda albo ktoś
będzie ją musiał WNIEŚĆ po schodach,a z dwojga złego
definitywnie wolała windę.
Ich
pokój składał się z trzech pomieszczeń i łazienki. Były tam
dwie sypialnie oraz mała kuchnia z stołem.
Karolina
położyła się na łóżku. BYŁA BARDZO ZMĘCZONA.
PONIEDZIAŁEK.
2 STYCZNIA
Wreszcie
po sylwestrze spędzonym z poznaną w szpitalu Catriną, (do czwartej
rano jeździły po szpitalu puszczając disco polo, a pielęgniarki
miały szczerze dość tych czternastolatek) nastał dzień operacji.
Karolina
wjechała do sali operacyjnej na wielkim białym łóżku i z wielkim
niepokojem w sercu.
Uśmiechnięty
lekarz przyłożył jej do ust coś na kształt inhalatora i kazał
policzyć do dziesięciu. Dziewczyna zasnęła po doliczeniu do
trzech. Przez chwilę jeszcze słyszała jakieś głosy. Specjalista
mówił coś po szwedzku. Potem nie słyszała już nic.
WTOREK.
3 STYCZNIA
Karolinę
obudziły rozmowy. Otworzyła jedno oko jednak z powodu białego
światła szybko je zamknęła.
-
Gratulacje Caroline - usłyszała przyjazny głos specjalisty.
Dziewczyna
spodziewała się że po operacji nie da rady się ruszyć, jednak
bez większego problemu usiadła opierając się o łóżko.
-
Brawo! – powiedział mężczyzna - Tylko nie próbuj mi tu
wstawać! Do końca stycznia jeździsz na wózku a do wakacji
postaraj się jednak oszczędzać.
-
Będę mogła jeździć na rolkach?- zapytała Karolina.
-
Na pewno nie jutro – roześmiał się.
Karolina
westchnęła.
-
A dajmy na to… W marcu?
-
Zobaczymy. Będę się kontaktował z tobą i twoimi rodzicami. Mam
nadzieję, że jak najszybciej wrócisz do zdrowia - powiedział i
wyszedł z sali.
Teresa
podeszła do Karoliny.
-
Odpocznij teraz, córeczko. Pojutrze wracamy do Polski.
CZWARTEK.
4 STYCZNIA
Gdy
Karolina z Teresą wysiadły z samolotu, przy wyjściu czekał już
cały komitet powitalny:
Eryk,
Hania z Olgą, Matylda z rodzicami, a także jej młodszy brat Emil,
Wujek i Ciocia, i jeszcze kuzyni- Sylwia, Kornelia i Mateusz.
Ale
była tam jeszcze ktoś. Ktoś schowany między Erykiem a Olgą.
-
Hau Hau! – dało się słyszeć szczekanie.
Nagle
zza tłumu wybiegł…
PIES!
Border collie!
-
ALE JAK? – krzyknęła Karoliną
-
To długa historia – zaczął Eryk - Nie wiedzieliśmy czy
pieniędzy z kiermaszu wystarczy, więc my też sprzedaliśmy…
Graty. Jednak kiermasz wyszedł tak świetnie że te zarobione
półtora tysiąca …
-
ILE?! – krzyknęła Karolina - CO WY SPRZEDALIŚCIE?!
-
Przekonasz się. To co, jedziemy?
Gdy
wszyscy dotarli do domu, Karolina spytała
-
No to jak zarobiliście na psa?
-
Wejdź to swojego pokoju, to się dowiesz…
Karolina
otworzyła drzwi.
-
Tatooo?
-
Taaaak?
-
Chyba nie rozumiem. W moim pokoju stoi łózko i kartony z bombkami…
Gdzie są moje meble?
-
Zamknij oczy.- powiedział ojciec z tajemniczym uśmiechem.
Wniósł
ją po schodach na górę. Wujek wniósł wózek. Po chwili Karolina
z wciąż zamkniętymi oczami wjeżdżała do jakiegoś
pomieszczenia.
-
Dobrze! – odezwała się Teresa – już możesz otworzyć.
„To
przecież wasze Choinkowo!” Chciała powiedzieć Karolina. Ale to
już nie było „Choinkowo”
-
I właśnie to sprzedaliśmy. Świąteczny Paździerz.
-
Czy to ? Czy to mój nowy pokój? – dziewczyna z zachwytem
rozglądała się dookoła.
Stało
tam nowe czarne, dwuosobowe łóżko, wielka szafa, biurko w mnóstwem
szuflad, komoda i - o matko! - nowiutkie ROLKI!
-DZIĘKUJE!
KOCHAM WAS. – krzyknęła Karolina, a potem dodała coś jeszcze,
ale tak aby nikt nie słyszał, przynajmniej w tym roku - Kocham
święta.
***
Gdy
pół godziny później wszyscy siedzieli przy stole Karolina patrząc
na psa zapytała:
-
Ma jakieś imię?
-
Karteczka! – odpowiedział Eryk.
Dziewczyna
wyciągnęła z kieszenie zmiętą kartkę.
-
To dokumenty adopcyjne!
-
Karoliny? Wyprowadza się? – krzyknęła Hania z udawaną nadzieją.
Karolina
wyprostowała kartkę. Wreszcie znalazła rubryczkę z imieniem. Coś
było w niej przekreślone.
-
Co tam było tato?
-
Jego stare imię… Raczej nie przypadłoby ci do gustu.
-
Jakie imię?
-
Gwiazdor…
-
Wiesz… Miałam już Błyskawicę…
-
Kim była Błyskawica? – spytała Edyta
Na
twarzy Karoliny, bliźniaczek i rodziców pojawiły się uśmiechy.
W
końcu Karolina powiedziała : ŚLIMAKIEM.
SOBOTA.
23 GRUDNIA 2023
Jutro
Wigilia. Od operacji Karoliny minął prawie rok. Dziewczyna niedawno
poszła do liceum – razem z Matyldą oczywiście. Gwiazdor
zaprzyjaźnił się z Olgą, za to Hani najchętniej odgryzłby ucho.
Eryk z Teresą zamiast dwudziestu ośmiu łańcuchów światełek
powiesili na domu tylko dwadzieścia siedem. Karolina dostała się
do licealnej drużyny koszykarskiej. Teresa kupiła nowe kapcie (tym
razem zmutowane bałwany), Olga przestała słuchać się Hani i
została przyjaciółką Karoliny, a Hania zrobiła sobie sekretny
pokój w starym pokoju Karoli.
Właśnie.
Skoro już mowa o Karoli w niej też coś się zmieniło.
Zrozumiała
że Święta to nie tylko cackanie się z prezentami i udawane bycie
miłym.
ZROZUMIAŁA
ŻE ŚWIĘTA TO NAJLEPSZY CZAS BY PO PROSTU BYĆ RAZEM.