24. grudnia tamtego roku, w dzień Wigilii, byłem bardzo podekscytowany. Czekałem na uroczystą kolację, a przede wszystkim na prezenty. Jednak to, co się zdarzyło, przerosło moje oczekiwania. Do dziś nie jestem pewien, czy to wydarzyło się naprawdę. Ale posłuchajcie sami…

Mama była bardzo zmęczona tygodniem świątecznych przygotowań. Jeszcze w Wigilię, z samego rana zrobiła ostatnie zakupy.

Niestety, mój brat podczas zabawy z psem przewrócił się  na śniegu i złamał rękę. Rodzice zabrali Krzysia, bo tak ma na imię mój brat, do szpitala. Niedługo po tym, mama zadzwoniła i powiedziała mi, że to wszystko trochę potrwa. Była zdenerwowana i smutna, bo nie zdążyła przygotować kolacji wigilijnej.

Pomyślałem, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Chciałem pomóc mamie, dlatego postanowiłem ugotować barszcz! Zacząłem przeszukiwać Internet  w poszukiwaniu idealnego przepisu. Na szczęście babcia zostawiła nam słoik domowego zakwasu, a w lodówce znalazłem warzywa. Robiłem wszystko krok po kroku, ale zupa nie chciała się zagotować. Miałem też dodać tajemniczy liść laurowy i ziele angielskie, ale nie miałem pojęcia, co to takiego. Całej sytuacji przyglądał się z zaciekawieniem mój kot Tobiasz. Siedział na parapecie z przymkniętymi oczami.

W pewnym momencie zrozumiałem, że nie dam rady. Grzmotnąłem łyżkę do zlewu. Chciało mi się płakać. I właśnie wtedy usłyszałem:

- Nie becz. Od jedenastu lat, co roku przyglądam się, jak twoja mama gotuje. Pomogę ci uratować Wigilię- powiedział Tobiasz, a ja prawie przewróciłem się na podłogę. Ale posłuchałem i z pomocą mojego kota ugotowałem barszcz. Dowiedziałem się, co to ziele angielskie i liść laurowy. Po wszystkim byłem tak zmęczony, że usiadłem na kanapie, aby trochę odpocząć. Chciałem zadzwonić do rodziców, ale musiałem zasnąć. Obudził mnie dźwięk klucza w zamku. Po chwili ujrzałem w drzwiach Krzysia. Miał gips na całej ręce.

- Ufff, czyli to był tylko sen- pomyślałem. Ale w tej chwili usłyszałem głos mamy:

- Niemożliwe! Kto ugotował barszcz? Babcia przyjechała?- zapytała.

Powiedziałem, że to ja. Mama przytuliła mnie i podziękowała. Była wzruszona. Wigilia była wspaniała, a barszcz najlepszy na świecie. Próbowałem jeszcze rozmawiać z moim kotem, ale już nic nie powiedział. Patrzył tylko na mnie jakby nic się nie stało.

          To właśnie moja opowieść wigilijna. Od tamtej pory zawsze daję Tobiaszowi smakołyki i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś porozmawiamy. Jestem pewny, że bez jego pomocy nadal nie umiałbym ugotować barszczu.

 

NOWOŚCI W BIBLIOTECE! 🎁